Towar macany.

     Zawsze, kiedy zaczynam swoje ultra przemowy snapczatowe, to witam się słowami
"Moi drodzy!". Babcia G. mówi, że starych drzew się nie przesadza, i że ona swoich przyzwyczajeń nie zmienia. To wiecie co? Też nie zmienię, bo ja mam swoje lata. Więc zacznę tak:

Moi drodzy! 

     Oczko strzeliło. Fakt przemilczmy. Szkoda tylko, że pogoda nie raczyła tego przemilczeć.
Płakała na zmianę z uśmiechaniem się w wielce słoneczny sposób. Zachowywała się zupełnie tak, jakby miała dwubiegunówkę. Niektórzy mówią, że to trochę tak jak ja, więc może ten dzień był po prostu pewnego rodzaju alegorią mnie? Cóż... Jeżeli tak, to bardzo przepraszam za spieprzony dzień wszystkich ludzi. Cały świat przepraszam. Ale to niechcący, naprawdę! Po odszkodowania zapraszam do mojej matki. Ona też się wytłumaczy. Ja nie mam zamiaru, bo wcale się na ten świat jakoś specjalnie nie pchałam.

     Aczkolwiek, byłabym hipokrytką, gdybym nie wzięła pod uwagę faktu, że na przełomie tych dwóch dni, a raczej tej nocy, tj. przed-oczko i oczko-day, udałam się do klubu w jednym z większych miast w naszym kraju. Jakoś tak miałam nadzieję, że to będzie dobry sposób na świętowanie.
Tak naprawdę jednak, była to noc odkupienia za swoje błędy. Swoiste kol nidrei. Tylko problem jest taki, że ja nie sądziłam, że byłam aż tak niegrzeczna. To znaczy, matka z babką coś tam mówiły, że trochę szatan ze mnie, że nieodpowiedzialna, że dziecinna i psuja. Ale myślałam, że to tak tylko mówią.

     Kontynuując. Tej nocy zachowałam się tak, jak nie chciałam. Hm, broń Boże, niczego złego nie zrobiłam. Chyba, że odruchowe kategoryzowanie ludzi jest drogą do kryminału. Sądzę jednak, że ci wszyscy Mariano Italiano, chcący spędzić noc, albo przynajmniej 15 minut sam na sam z odwaloną na bóstwo Polką są gorsi.
Prawda?

     Tych Marianów z Italii i innych atrakcyjnych krajów było całkiem sporo. A właściwie... większość. Już wyliczam ilu...


MARIAN Z ITALII - typ faceta, który myśli, że on to na pewno wyrucha. Tylko jeszcze trochę się napij, słońce. Spokojnie, nie będziesz sama. On też się napije, żebyś była piękniejsza. Tej nocy najpiękniejsza. I w sumie, to te 15 minut mu wystarczy, bo on już ma w spodniach wulkan.


Oczywiście, wulkan emocji, których rano nie chciałby wylewać, więc może lepiej zostańcie w klubie, skoro już się tak ładnie pomalowałaś.
Warto wspomnieć, że gatunek może przebywać w stadzie, więc bywają ustawki. Uważaj, kto cię wybierze, bo z męską przyjaźnią bywa różnie po alkoholu. 



SZUKAM MATKI - nie, to nie tak, że on szuka mamy. Tylko po prostu wygląda jakby szukał. Nikt nie wie czego, nikt też nie wie w sumie jakim cudem ten człowiek tam się znalazł. To znaczy, wiemy. Asertywność to po prostu nie jest jego mocna strona, a ludzie z where2be, zatrzymujący każdego na ścieżce (tonący brzytwy się chwyta), byli tym razem wyjątkowo przekonywujący. Chociaż raz się poczuł wyjątkowy! 
W gwoli wyjaśnienia - boi się odezwać do kogokolwiek, więc po prostu w tarle tańczących pijanych ludzi wychyla głowę ku górze i udaje, że czuje ten bit. 


TOWAR MACANY NALEŻY DO MACANTA - on po prostu maca. Przyszedł, bo chciał sobie podotykać. I tyle. Czasem sypnie jakimś "you're beautiful", ale ogólnie szału nie ma. 

ŻONY SZUKAM, MIŁOŚCI SZUKAM - ekwiwalent gwiazdy Łorso Szor. Podchodzi do każdej, zagaduje. Czasem przeprowadzi jakąś sensowną rozmowę i zabawi, sugerując, że jesteś tą jedyną. Udaje dosyć pewnego siebie, choć tak naprawdę posiada całą kolekcję kompleksów. Dlatego szybko odchodzi, bo nie chce nikomu pokazywać gablotki z owymi. Ale! Do swojego curriculum vitae, które następnego ranka wysyła kolegom, może wpisać ciebie, więc...? 

Najlepsze na koniec. 

ŁER AR JU FROM - jedni ukrywają fakt posiadania żony i dzieci, jedni ukrywają to, że mieszkają z matką. Inni też ukrywają szereg chorób wenerycznych. A ten typ ukrywa, że jest z Polski.

     Reszta to po prostu dziki tłum, szalejące singielki, pary i ludzie siedzący przy barze. Oczywiście typów kobiet nie będę wypisywała. Moje jajniki mają poczucie jakieś takiej solidarności ze swoim gatunkiem. A poza tym, sama siebie musiałabym zakwalifikowywać do którejś grup. Aż takiego dystansu do siebie nie mam, a żeby to zrobić, to ten dystans musiałby sięgać Sosnowca. 
Szanujmy się. 

     Po tym wieczorze czuję, że przeżycie tego było pewnego rodzaju małym piekiełkiem. I te całe życie wieczne, to ja mam jak w banku. 

Amen. 


źródło: pixabay.com

2 komentarze:

  1. Świetny, genialny post! Bardzo przyjemnie się czyta Twoje wpisy! :) A te typy w klubie... Lepiej bym tego nie opisała!

    Obserwuję, jeśli mój blog Ci się spodobał to zachęcam do obserwacji! :)
    https://coscudownego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana rozbawiłaś mnie do łez! sama prawda. Jeszcze są nieśmiali, którzy przychodzą stadami zwłaszcza kiedy jesteś z koleżankami, do klubów chodzę bardzo rzadko bo nie kręci mnie ocieranko z bezimiennym kolesiem...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Kavla , Blogger